poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział 3

,,Umieram na zewnątrz i od środka, a nikt nie potrafi mi pomóc."
 
(Przeczytaj notkę pod rozdziałem) 
*Perspektywa Jessici*
-Co się stało?!-krzyknęłam z kuchni, gdy usłyszałam głośny huk dobiegający z salonu, gdzie bawiły się dzieci. Szybko wytarłam mokre ręce w zieloną ścierkę i podążyłam w ich stronę. Gdy przekroczyłam próg ujrzałam małą dziewczynkę, o dużych, niebieskich oczach i
brązowych, długich  włosach związanymi w dwa warkoczyki, oraz chłopczyka z brązowymi oczami i krótkimi, czarnymi włosami. 
-Carly, Ian, co się stało?-spytałam spoglądając na biały, pęknięty w drobny mak wazon.
- Mówiłam ci, żebyś zostawił tą piłkę w spokoju! To wszystko twoja wina!-krzyknęła dziewczynka, pogazując palcem.
-Nie wypieraj się, sama też grałaś!-dodał.
-Cicho! Nie ważne kogo to wina, musimy posprzątać!- postanowiłam załogodzić spór. Zajmowałam się tą dwójką po to, aby zarobić trochę  pieniędzy. Muszę szczerze przyznać, że nawet lubiłam tą pracę. Szybko poszłam po szczotkę. Gdy wróciłam, zmiotłam wszystkie kawałki
wazonu, następnie wyrzucając je do czarnego kosza na śmieci.
-Tatuś będzie zły.-szepnęła Carly ze łzami w oczach. Podeszłam do niej i ukucnęłam.
-Dlaczego?
-On zawsze jest taki, gdy coś przeskrobiemy.
-Nie martw się, pogadam z nim i wszystko będzie dobrze.-uśmiechnęłam się na co dziewczynka kiwnęła głową.-Może chcecie porysować?-spytałam, a w odpowiedzi dostałam krótkie ,,Tak". Sięgnęłam z półki kilka białych kartek i kolorowe kredki. Podałam wszystko dziecią
i przyglądałam się im jak 'pracują'. Zaniepokoiło mnie to, że Carly wszytko co narysowała było w kolorze czarnym.
-Ej, co przedstawia ten obrazek?-spytałam.
-Moją rodzinę.-odpowiedziała. Ujrzałam, że na rysynku nie ma ich taty.
-A czemu nie narysowałaś swojego tatusia?
-Bo nie miałam takiej ochoty.-odparła. Zastanowiłam się chwilę nad tą sytutacją. Rodzina z pozoru wygląda na szczęśliwą, kochającą się i ułożnoną, a może taka naprawdę nie jest? Spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę 16. Za chwilę moja praca powinna dobiec końca. Usłyszałam głośny huk zamykanych drzwi frontowych. Wstałam powoli z niewygodnej podłogi i udałam się w stronę holu.
-Dzień dobry, panie McCurtney.-przywitałam się. Zobaczyłam mężczyznę w wieku około 40 lat, o czarnych, krótkich włosach i brązowych oczach.
-Dzień dobry.-odpowiedział wymuszając uśmiech na ustach w międzyczasie poluźniając czarny krawat.- Jak zachowywały się dzisiaj dzieci?-dodał zmierzając w kierunku salonu.
-Dobrze... tylko był taki mały problem.-zagaiłam.
-A jaki?
-Dzieci, przez przypadek stłukły wazon.-wyszeptałam.
-Porozmawiamy później!-powiedział o wiele głośniejszym tonem w kierunku dzieci. W jego oczach ujrzałam nienawiść oraz złość.
-Ja już skończyłam na dzisiaj pracę?-wolałam się upewnić.
-Tak, pieniądze za ten tydzień masz położone na stoliku w holu.-dodał. Kiwnęłam głową i zgarnęłam kilka banknotów. Naciągnęłam szybko na me nogi czarne trampki i założyłam siwy płaszcz.
-Do widzenia! Cześć dzieciaki!-krzyknęłam zamykając drzwi. Przechodząc przez ogródek usłyszałam błagające krzyki dzieci. Wzdrygnęłam się, na myśl co przeżywają teraz te młode osóbki. Chyba było oczywiste to, że są bite. Moja pieprzona nieśmiałość, nie pomagała w tym, aby wtrącić się. Przeszłam szybciej przez ogródek i wyszłam na siwy chodnik. Pogoda nad Londynem przyprawiała wręcz o dreszcze. Niebo było całe zasnute ciemnymi chmurami, a z dala dostrzegłam potężne pioruny. Doszłam do miejsca mojego zamieszkania. Wzięłam głęboki oddech, bojąc się co tam zastanę. Dotknęłam zimnej, żelaznej klamki i popchnęłam lekko brązowe, solidne drzwi. Pierwsze co poczułam to odór alkoholu, przez co moje ciało owładnęła złość. Szybkim krokiem podążyłam w stronę małego salonu. Na ciemnozielonym, starym fotelu ujrzałam wrak człowieka. Mężczyzna ubrany był w białą, poplamioną, podartą koszulkę i czarne spodnie. W dłoni trzymał jeszcze niedokończoną butelkę wódki. Na twarzy można było dostrzec liczne zmarszczki, pomimo dosyć młodego wieku.
-Obiecałeś, Tato.-wysyczałam przez zęby. Chłodne spojrzenia zlustrowało mą osobę.
-Jessica już wróciłaś! Masz pieniądze dla mnie, prawda?-spytał podnosząc się powoli z fotela. Zacisnęłam mocno dłonie w pięści.
-Masz 40 lat, to najwyższy czas, abyś poszedł do jakiejś pracy, a nie całe dnie przesiadujesz na tym fotelu z butelką w dłoni!-wykrzyczałam.
-Dawaj mi pieniądze, natychmiast!
-Nie mam nic przy sobie.-skłamałam.-mężczyzna podszedł do mnie jeszcze bardziej. Małymi krokami cofałam się do tyłu. Nagle poczułam jak uderzam plecami o ścianę. Spojrzałam na osobnika przed sobą. Byłam w pułapce.
-Przekonajmy się.-wysyczał wprost na mą twarz, przez co poczułam nieprzyjemny odór alkoholu. Złapał za mój płaszcz i włożył rękę w jedną z kieszonek. Wyciągnął kilka banknotów z wielkim uśmiechem na twarzy. Obiecałam sobie, że następnym razem  mu się nie poddam, jednak przegrałam. Spojrzałam na jego uśmiechniętą twarz, przez co poczułam jeszcze większą nienawiść. Pobiegłam w stronę jeszcze nie opróżnionych butelek z alkoholem. Złapałam kilka z nich i pobiegłam w stronę zlewu. Odkręciłam nakrętkę i podziwiałam, jak następne krople trującej cieczy spływają tam, gdzie ich miejsce, czyli do ścieków. Poczułam  mocne szarpnięcie siwego płaszcza z tyłu. Odwróciłam się i ujrzałam mego ojca. W jego siwych oczach ujrzałam nienawiść.
-Co ty robisz do chuja?-wysyczał.
-Ratuję cię.-odpowiedziałam szybko.
-Pożałujesz tego.-poczułam ciepło bijące z mojego, lewego policzka. Łzy momentalnie naszły mi do oczu. Tego było już za wiele.
-Nienawidzę cię!-wykrzyczałam.
-Ja ciebie też, a wiesz za co?-nawet nie mrugnęłam.-Tak bardzo przypominasz mi moją zmarłą żonę. Ten sam kolor oczu, kształt nosa i ust. Gdybyś się nie urodziła, ona nadal by żyła!-poczułam silne ukłucie w sercu. Od zawsze winiłam się za śmierć mej matki.
-Nie masz prawa nawet o niej mówić! Myślisz, że jest zadowolona widząc to, co tutaj robisz?-zostawiłam go z tym pytaniem, podążając w stronę mego pokoju. Już od dawna pragnęłam uciec z tego domu. Sięgnęłam po czarną torbę i zaczęłam pakować najpotrzebniejsze rzeczy. Podeszłam do brązowego biurka, otworzyłam szufladę i wyjęłam kilka, uchronionych przed ojcem banknotów. Spojrzałam po raz ostatni na pokój i otworzyłam siwe, drewniane drzwi.
-Spierdalaj stąd. Na pewno nie będę za tobą tęsknić. Za twoją wyprowadzkę!-krzyknął biorąc kolejne łyki wódki. Spojrzałam na niego ze łzami w oczach. Podeszłam szybko do drzwi frontowych.
-Spotkamy się jeszcze kiedyś, ale już po drugiej stronie.-dodałam zatrzaskując drzwi. Spojrzałam tępo przed siebie. Nie miałam do kąt się udać. Przeszłam przez zaniedbany ogródek i wyszłam na chodnik. Udałam się w stronę dobrze znanego mi miejsca. Będąc już na miejscu kupiłam dwa znicze i kilka kwiatów. Weszłam powoli na cmentarz. Przesiadywałam tutaj często, poszukując spokoju. Skręciłam w małą uliczkę i ustałam przed sporym grobem. Spojrzałam na marmurową tablicę.
,,Mary Willows, urodzona 15.03. 1975, zmarła 16.06.1993 r.
Erick Willows , urodzony 02.04.1991, zmarły 24.12.2011 r.
Niech Pan Bóg ma ich w opiece"

Poczułam jak ciepłe, słone łzy spływają po mych bladych policzkach, gdy spojrzałam na dwie, uśmiechnięte twarze na zdjęciach. Mój brat życzył sobie, aby pochować go wraz ze swoją matką. Pamiętam dobrze ten dzień gdy umarł.
24 grudnia- dzień dla wszystkich wesoły, spędzony wraz z rodziną w wspólnym domu. Niestety u nas tak nie było. Siedziałam wraz z ojcem na brązowych, twardych krzesełkach w białej poczekalni. Rak mózgu-był od razu wyrokiem dla mego brata  Ericka. Lekarze dawali mu marne szanse na przeżycie, jednak  ta nadzieja cały czas się we mnie tliła. Spojrzałam na zegar, który wskazywał godzinę 18. Zawsze wtedy zasiadaliśmy do stołu. Od miesiąca całe dnie i noce, przesiadywaliśmy w szpitalu. Obok mnie  właśnie przechodził młody lekarz. Szybko podbiegłam w jego kierunku.
-Panie doktorze, mogę wejść choć na chwilę do mojego brata?-spytałam.
-Dobrze, ale na minutkę.-odpowiedział. Pobiegłam w stronę szklanych drzwi. Powoli je otworzyłam i ujrzałam młodego, bladego chłopaka leżącego na dużym łóżku. Obok niego stały liczne, pikające aparatury. Podeszłam powoli do niego i usiadłam na małym krzesełku. Złapałam jego zimną dłoń w me dłonie. Chłopak z trudem otworzył swe oczy.
-Jessica, to już mój czas.-powiedział. Spojrzałam na niego ze łzami w oczach.
-Nawet tak nie mów.-odpowiedziałam szybko, ściskając jeszcze mocnej jego dłoń.
-Mam tylko jedną prośbę. Pochowaj mnie z mamą.-wypowiedział i zamknął powoli oczy.
-Nie umieraj! Jeszcze tyle rzeczy mieliśmy razem zrobić! A nasze, wspólne marzenia?!-wykrzyczałam. Na aparaturze ujrzałam ciągłą linię. Lekarze szybko wbiegli do sali, a pielęgniarka wyprowadziła mnie. Usiadłam na podłodze i zaniosłam się płaczem.
Siwym rękawem płaszcza wytarłam powoli cały czas spływające łzy. Zapaliłam dwa czerwone znicze, postawiłam je na grobie, następnie kwiaty wsadziłam do wazonu. Usiadłam na brązowej ławeczce.
-Tak mi was brakuje. Czemu tak szybko odeszliście? Ciebie mamo znam tylko z fotografii. To naprawdę straszne uczucie, nie wiedząc nawet jak brzmiał twój głos, co uwielbiałaś robić oraz zapachu twoich ulubionych perfum. Nie przychodziłaś do mnie wieczorem, dać tego symbolicznego buziaka na dobranoc. Zawsze przed snem patrzyłam na twe zdjęcie i opowiadałam ci mój dzisiejszy dzień. Wyobrażałam sobie ciebie uśmiechniętą, oraz dumną ze mnie gdy odbierałam najróżniejsze nagrody. A ty Erick... Wiem, że często się kłóciliśmy nawet o głupi, ostatni baton, jednak bardzo cię kochałam. Pamiętam ten dzień, gdy przyszłam do domu zapłakana po zerwaniu z chłopakiem, a ty mnie tak po prostu przytuliłeś, nie pytając o nic. Chciałabym znów poczuć ten twój intensywny zapach perfum, na który stale narzekałam. Jeszcze ojciec... Miałam już dosyć tego marnego życia i uciekłam od niego. Myślicie, że dobrze zrobiłam?-spytałam. W odpowiedzi usłyszałam cichy szelest liści. Uśmiechnęłam się lekko pomimo łez. Wstałam powoli z ławeczki.
-Kocham was.-dodałam spoglądając na zdjęcia. Zabrałam czarną torbę i udałam się w stronę wyjścia.
____________________________
Kurwa przepraszam, że kończę w tym momencie, ale Best song ever! Ja pierdolę leję z tego cały czas. Zayn nawet nie próbował mówić damskim głosem, tylko napierdalał swoim xd. A Harry jak się na jego dupę patrzył xd. JA PIERDOLĘ. Dobra spokój *bierze głęboki wdech*. Co do tego bloga. Rozdziały będę pisane z różnych perspektyw, dlatego się nie zdziwcie. Następny rozdział nie wiem z kogo perspektywy. Może chcecie sobie wybrać jakąś osobę (oczywiście te, co biorą udział w opowiadaniu xd) aby następny rozdział był z jej/jego perspektywy. Dlatego napiszcie! Mam nadzieję, że się podoba, bo mi <jak zawsze> nie. Jest 10 obserwatorów, więc kilka komentarzy byłoby mile widzianych. Nie wiem kiedy następny rozdział, najpierw musze napisać na mojego drugiego bloga http://www.friends-and-maybe-love.blogspot.com/. To chyba na tyle, bo ja zapierdalam gwałcić przycisk replay. Komentujcie.

Versatile Blogger Award

Nominowała mnie Nathaly Horan ze swojego cudownego bloga Still-jeszcze. Bardzo dziękuję!
 
Zasady:
1. Podziękować nominującemu blogerowi u niego na blogu.
2. Pokazać nagrodę Versatile Blogger Award u siebie na blogu.
3. Ujawnić 7 faktów o sobie.
4. Nominować min. 7 blogów, które Twoim zdaniem na to zasługują.
5. Poinformować o tym fakcie autorów nominowanych blogów
.
 
A więc:
1. Mam 3 braci. Bliźniaków w wieku 3 lat i starszego ode mnie brata.
2. Jestem strasznym leniem.
3.Uwielbiam niebieski i czarny kolor.
4. Nie mogę się doczekać This Is Us (Laura, szykuj się xd)
5. Za dużo gadam i jem.
6. Nudzi mnie malowanie paznokci xd.
7. Nie lubię sukienek, wolę spodnie.
 
Nominuję blogi:
 
______________________
Co do rozdziału na tym blogu. Pojawi się on MOŻE dzisiaj wieczorem. Mam już napisaną większą połowę, więc wyczekujcie ;].
 
 
 
 
 
 
 


środa, 3 lipca 2013

Rozdział 2

,,Nie ma tu właściwie życia, tylko powolne umieranie kolejnych dni."
 
 
-A jaka to praca?-spytałam szybko.
-Masz tutaj mój numer. Zadzwonisz i wszystkiego się dowiesz.-podał mi karteczkę i szybko odszedł. Uniosłam brwi ku górze i chwile zamyśliłam się nad tą sytuacją. Nagle poczułam zimne krople deszczu na mej twarzy.
-Zajebiście.-szepnęłam spojrzawszy na niebo. Szybko pobiegłam w stronę mojego tymczasowego 'domu'.
Otworzyłam duże, stare drzwi przez co wydobyły z siebie charakterystyczny zgrzyt. Weszłam do środka śmierdzącej, zimnej, obskurnej klatki. Wbiegłam na górę po schodach i udałam się  do mojego 'mieszkania'. Zatrzasnęłam głośno drzwi i poszłam w stronę kuchni. Poczułam silne wibracje w prawej kieszeni moich starych, czarnych spodni. Wyjęłam telefon i spojrzałam na ekran: ,,Christina" (zakładka bohaterowie). Poznałam ją przez mojego kolegę Kubę. Przeprowadziła się do niego z Londynu do Warszawy. Nie znałam jej dłużej, ale wydawała się raczej miłą osobę. Szybko odebrałam połączenie.
-Halo.-powiedziałam.
-Hej Alice. Dawno się nie widziałyśmy! Co tam u ciebie?-spytała swoim piskliwym głosem. Wolno podążyłam w stronę mojego materacu i usiadłam na nim.
-Wszystko w porządku. Świetnie mi się tutaj układa.-postanowiłam skłamać. Nie chciałam przyznać się, że upadłam aż tak nisko.
-To dobrze. Wiesz u mnie jest trochę gorzej. Ale nie rozmawiajmy o tym. Dzwonię w innej sprawie.
-No mów.-ponagliłam ją.
-Jakby to powiedzieć. Twój ojciec wyszedł z więzienia.-na te słowa szybko poderwałam się z niewygodnego materaca.
-J-jak to możliwe?-zająknęłam się.
-Ktoś wpłacił bardzo wysoką kaucję. A policja w Polsce jest bardzo przekupna z tego co zauważyłam.-dodała. Czułam jak wszystko we mnie wręcz się gotowało.
-Ale to niemożliwe! Przecież on zabił moją matkę!-wykrzyczałam bliska łez.
-Wiem i ci z tego powodu bardzo współczuję. Podobno mówił, że chce cię odnaleźć i się zemścić.-odparła. Czułam jak po moich bladych policzkach spływają słone łzy.
-Niech tylko ten skurwiel spróbuje przylecieć do Londynu! Nie chcę go już nigdy więcej widzieć! Ja już kończę, cześć!-wykrzyczałam i przycisnęłam mocno czerwoną słuchawkę. Zjechałam wolno w dół po ścianie i usiadłam na zimnej podłodze podkurczając nogi. Miałam nadzieję, że go już nigdy więcej nie zobaczę, jednak najwyraźniej myliłam się. Nienawidzę go za te wszystkie wieczory kiedy wracał upity i nas bił, za nieprzespane noce i wsłuchiwanie się zza ściany w płacz mej mamy, za liczne blizny na mym ciele, za puste obietnice poprawy, za ten szyderczy śmiech, za  krzyk mej mamy, który śni mi się cały czas po nocach, za ciągłe poniżanie oraz zabijanie nas psychicznie i fizycznie. Starłam szybko spływające łzy rękawem mojego ciemnego swetra. Postanowiłam być silna i nie płakać już nigdy więcej przez tego dupka. Spojrzałam na wyświetlacz  czarnego telefonu. Widniała na nim godzina 21:55. Wstałam powoli i podążyłam w stronę czarnej walizki. Wyjęłam jakąś starą, siwą koszulkę, spodenki i bieliznę. Następnie podążyłam w stronę 'łazienki'. Gdy przekroczyłam próg drzwi od razu poczułam ten nieprzyjemny zapach wilgoci. Zdjęłam z siebie ubrania i weszłam pod prysznic. Odkręciłam zimny strumień wody i rozkoszowałam się chwilą, gdy zimne krople spływały po mym ciele. Po paru minutach wyszłam i owinęłam swe ciało kremowym ręcznikiem, a włosy szarym. Nałożyłam na siebie wcześniej wybrany strój i podeszłam do lustra. Zdjęłam z głowy ręcznik, sięgnęłam po szczotkę i wyczesałam moje trochę już zniszczone, brązowe włosy. Następnie nałożyłam na zieloną szczoteczkę trochę pasty i wyszczotkowałam zęby. Wyszłam z łazienki i podążyłam w stronę pokoju. Położyłam się na niewygodnym materacu, przykryłam ciemnym kocem i zasnęłam zapominając o wszelkich problemach.
 
 
***
 
Obudziło mnie donośne stukanie kropel deszczu o stary parapet. Pogoda w Londynie była naprawdę przytłaczająca. Powoli przeniosłam się do pozycji siedzącej. Przetarłam zmęczone oczy i podążyłam w stronę walizki. Wyciągnęłam zwykłą, ciemną bluzkę i siwe, wytarte spodni. Następnie udałam się w stronę łazienki. Podeszłam do pękniętego lustra i przejrzałam się w nim. Szybko przemyłam swą twarz zimnym strumieniem wody i osuszyłam ją siwym ręcznikiem. Następnie wyczesałam swe długie, brązowe włosy i pozwoliłam im swobodnie opadać na me ramiona. Nałożyłam na siebie wcześniej wybrany strój i podążyłam w stronę umywalki. Sięgnęłam po zieloną szczoteczkę, nałożyłam na nią trochę pasty i wyszczotkowałam dokładnie swe zęby.  Postanowiłam się dzisiaj nie malować i wyszłam szybko z łazienki. Poczułam jak mój żołądek domaga się jedzenia więc podążyłam w stronę kuchni. Otworzyłam szybko siwą, poobijaną lodówkę jednak jedyne co tam znalazłam to zwiędłą marchewkę i stary, żółty ser. Zamknęłam drzwiczki z dużym impetem. Jedyne czym mogłam się posilić to czerwone jabłko leżące na białym półmisku. Nie zważając długo sięgnęłam po nie. Usłyszałam głośne pukanie do drzwi od mojego 'mieszkania'. Przestraszyłam się, kto mógłby do mnie tutaj przychodzić? Ciekawość jednak wzięła górę i wolno poszłam w stronę holu. Otworzyłam  stare, brązowe drzwi i ku mojemu zdziwieniu ujrzałam dwóch policjantów w typowych, czarnych mundurach.
-Dzień dobry. Czy pani Alice Nowak?-spytał wyższy policjant sprawiając sobie problem z wymową mojego nazwiska.
-Zgadza się. O co chodzi?-spytałam szybko.
-Dostaliśmy zgłoszenie, że od pewnego czasu pani tutaj mieszka. Jednak ten blok nadaje się tylko do zburzenia i wszelkie zamieszkiwanie go jest niedozwolone.-wyrecytował na jednym wdechu.
-Ale... ja nie mam gdzie się podziać.-powiedziałam cicho.
-Przepraszamy, ale to już nie nasz problem. Ma pani tydzień na wyprowadzenie się stąd.-dodał. I gdzie ja ma się teraz podziać?!
-Dobrze. Do widzenia.-powiedziałam cicho przybita tą sytuacją.
-Do widzenia.-odpowiedzieli równo i odeszli. Zamknęłam szybko drzwi i zamyśliłam się chwilę. Czemu wszystko musi iść nie po mojej myśli?! Wolno poczłapałam w stronę kuchni. Na starym, drewnianym stoliku ujrzałam małą, białą karteczkę. Podeszłam bliżej i ujrzałam na niej ciąg nieznanych mi cyfr. Po chwili przypomniałam sobie, że dał mi ją mężczyzna mówiąc o pracy. Może nie wyglądał na zbyt miłego, ale muszę znaleźć jakąkolwiek posadę jak najszybciej. Szybko złapałam mój telefon i wpisałam numer. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i wsłuchiwałam się w dźwięki następnych sygnałów.
-Halo.-usłyszałam potężny, męski głos.
-Ja dzwonię w sprawie tej pracy.-powiedziałam szybko.
-A kto mówi?
-Alice.-odparłam szybko.
-Alice, Alice-mruczał po nosem.-A, to ty jesteś tą dziewczyną, którą spotkałem wczoraj przy tym starym bloku?-spytał szybko.
-Tak zgadza się. Czy propozycja o pracę jest nadal aktualna?
-Jak najbardziej kochaniutka.-zaśmiał się.
-A co to za praca?-spytałam szybko.
-Wolałbym gdybyś nie wiedziała wcześniej.-odparł.
-Ale ja musze wiedzieć.-dodałam szybko.
-Dobrze, więc będziesz pracować jako dziwka, teraz pasuje?-spytał. Za kogo on się  do cholery uważa?
-To jest jakiś żart?!-krzyknęłam.
-Nie kochaniutka, spodobałaś mi się więc będziesz pracować u mnie.-zaśmiał się głośno.
-O nie! Ja nie będę jakąś pierwszą, lepszą dziwką!-wykrzyczałam.
-Słuchaj masz u mnie pracować i koniec!
-Pan chyba sobie kpi! Ta rozmowa nie ma nawet najmniejszego sensu!
-Kochanie nie spinaj się tak! Masz tydzień do namysłu, jak nie zadzwonisz do mnie przez ten czas i nie powiesz, że będziesz u mnie pracować, naślę na ciebie moich ludzi i wtedy nie będzie tak wesoło-powiedział całkiem poważnie.
-To moje ostatnie słowo! Żegnam!-wykrzyczałam i rozłoszczona przycisnęłam czerwoną słuchawkę.
 
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Po pierwsze przepraszam bardzo, że taki krótki, nudny, nieciekawy i późno dodany. Niestety musiałam tutaj go zakończyć, a żeby wcześniej go napisać po prostu nie miałam weny. Ostatnio jakoś nic mnie nie cieszy i wszystko jest takie ponure... Przepraszam za jakiekolwiek błędy! Dobra ja już kończę. Zapraszam jeszcze na mojego drugiego bloga:  http://www.friends-and-maybe-love.blogspot.com/. Komentujcie.